czwartek, 6 lutego 2014

Księgolowa kinomania - World War Z

Witajcie,
dziś w "Księgolowej kinomanii" mam dla Was garść moich przemyśleń po seansie reklamowanego dość szeroko filmu "World War Z" powiązanego (przynajmniej deklaratywnie) z książką Maxa Brooksa o tym samym tytule.
Bohaterem filmu jest Gerry Lane(grany przez Brada Pitta) były inspektor ONZ, który wraz z rodziną wpada w "epicentrum" epidemii zmieniającej ludzi w krwiożercze zombie a następnie po ewakuacji przez przyjaciół z Pentagonu i służb specjalnych stara się odnaleźć przyczynę pandemii i lek na nią. W tym celu podróżuje po świecie (odwiedza Koreę Południową, Izrael czy Irlandię) gdzie wielokrotnie musi walczyć o życie swoje i towarzyszy z hordami zombie.
Jak widzicie fabuła tej produkcji specjalnie nie porywa. Ot znana opowiastka o bohaterze ratujacym świat.
Na początek trzeba sobie zadać pytanie czy film bazuje na doskonałej książce Brooksa? Trochę pewnie tak (walki w miastach, ewakuacja na morze) ale o ile u Brooksa relacje, wspomnienia czy opowiadania ocalonych tworzyły niesamowicie klimatyczną, brutalną opowieść o wielkiej wojnie z zombie toczonej na całym świecie o tyle w filmie mamy ciąg scen (lepszych i gorszych), masy zombie i tyle. Brak tu klimatu zaszczucia, upadek cywilizacji niby jest ale zepchnięty gdzieś na bok, nie ma tu pokazania różnych wyborów ludzkich w obliczu zgłady. To raczej film akcji z zombie w tle niż klimatyczne ukazanie światowej wojny z zabójczą pandemią. Dziwna metoda na powstrzymanie wirusa także nie do końca do mnie przemawia (a szczególnie test tej metody na głównym bohaterze).
Ok klimatu może brakuje ale czy zombie straszą? Od strony graficznej wyglądają całkiem nieźle ale to już hollywoodzki standard. Poruszają się bardzo szybko co jest odstępstwem od kanonu ale w niektórych scenach wygląda to rzeczywiście bardzo dobrze a ogromna masa rozpędzonych zombie robi wrażenie.
Pod tym względem jest nieźle ale także czegoś brakuje.
Sytuację ratuje trochę kunszt aktorski Brada Pitta, który w roli inspektora ONZ wypada całkiem nieźle. Niestety pozostali aktorzy w obsadzie zagrali nijako i jakość szczególnie nie zapadli mi w pamięć.
Muzyka i udżwiękowienie to typowa średnia w amerykańskim kinie.
Po seansie mam odczucie, że "WWZ" jako film akcji sprawdza się nieźle to zabrakło w nim klimatu zaszczucia, upadku, wszechobecnego zagrożenia (choć akcja biegnie szybko i jest "podkręcana" coraz to nowymi falami nieumarłych). Zabrakło także globalnego ujęcia problemu (mimo, że bohater podróżuje po całym świecie) czy spojrzenia z poziomu zwykłych ludzi z różnych stron świata oraz zaprezentowania ludzkich postaw i wyborów w obliczu końca. To co było wielką siłą ksiązki Maxa Brooksa zostało zepchnięte gdzies na bok lub niewykorzystane.
Zaowocowało to filmem akcji z bohaterem stawiającemu czoła zombie.
Ot taki standard kina akcji made by USA.
Przyznam, że dość mocno zaiwodłem się na tej produkcji i mimo kliku niezłych momentów (Jerozolima) nie uniknąłem sporego rozczarowania.
Ocena Księgola 5/10.

1 komentarz:

  1. Osobiscie oglądałem film i mi się podobał bardzo. Lubie tę tematykę mimo, że jest troche wyczerpana bo powstało juz z milion filmów o zombie! 7/10! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń