niedziela, 5 października 2014

Tajemnice Emmy: początki - Natasha Walker

Witajcie,
jak wiecie od czasu do czasu lubię drastycznie zmienić rodzaj czytanych przeze mnie lektur. Pozycje takie są dla mnie po części mentalną odskocznią od głównych tematyk, które zazwyczaj mnie interesują a po części poszukiwanie tytułów ciekawych w niszach (mniejszych lub większych), w których nie "bywam" zbyt często. Wiecie także , że od czasu do czasu lubię spróbować się z jakąś pozycją zaliczaną do literatury erotycznej. W tym przypadku motywem sięgania czasem po tego typu pozycje jest wiara, że uda mi się znaleźć przynajmniej kilka historii erotycznych, które nie dość, że będą posiadać niezłą fabułę to jeszcze"nie wyłożą się" w "pikantniejszych" momentach stylem opisu i konceptem sceny.
Wiedziony tymi poszukiwaniami sięgnąłem niedawno po książkę "Tajemnice Emmy: początki", które serwuje nam jakże oklepaną historię młodego chłopaka (lat 18) uwiedzionego przez doświadczoną w sferze seksu mężatkę. "No nic fabuła jak fabuła idźmy dalej" - pomyślałem i zagłębiłem się w lekturę. Warz z rozwojem akcji mamy coraz bardziej nieodparte wrażenie, że zagłębiamy się w kiepski klon "Absolwenta" (autorka otwarcie nawiązuje do tej produkcji w swoim mniemaniu uważając chyba, że to zabawne lub wyszukane). Samo uwodzenie chłopaka jest opisane drętwo i absolutnie bez polotu. "No nic miejmy nadzieję, że przynajmniej warstwa tekstowa da radę" - pomyślałem. Niestety w tej kwestii książka ponosi całkowitą i druzgoczącą klęskę. Opisy miłosnych zbliżeń są długie, rozwlekłe i stoją na poziomie niemieckiego pornosa z lat 80. "Tajemnice..." to żadna erotyka, to ordynarny pornos z fabułą nieudolnie "rżniętą" z filmowego "Absolwenta". Czytanie tego czegoś to prawdziwa pornograficzna katorga (na dodatek tragicznie rozwleczona choć książka w sumie ma dość mało stron).
Krótko mówiąc "Tajemnice..." to wyjątkowa szmira i kosmiczne wręcz nieporozumienie napisane jak rozumiem na fali powieści pseudoerotycznych powstałych po sukcesie "50 twarzy...", o których swego czasu także miałem nieprzyjemność się wypowiedzieć na łamach tego bloga.
Odradzam Wam jakikolwiek kontakt z tą książką. Nie tykajcie, nie oglądajcie okładki i nie daj Boże nie czytajcie. Ani to erotyka ani powieść. Nie znajduję w niej ani jednej zalety lub czegokolwiek co przy dokładnym przyjrzeniu się mogłoby za to uchodzić. Lektura "Tajemnic..." to absolutna strata czasu. Jeszcze straszniejsze jest to, że książka ta doczekała się kolejnych części tworzących cykl. Nie poświęcę się by sprawdzić kolejne tomy gdyż mam brzydkie wrażenie, że nie różnią się poziomem od "początków".
Ocena Księgola 0/10 (gdybym mógł dać ocenę ujemną to z przyjemnością bym ją wystawił by ostrzec Was przed tą "pozycją")

3 komentarze:

  1. Jeśli w czasie czytania tego cierpiałeś równie mocno, co ja w czasie czytania, czy raczej słuchania "50 Twarzy Greya" to już Ci współczuję i nie zamierzam sięgać. Zapewne tak jak napisałeś tego typu literatura jest teraz popularna w myśl zasady "kuj żelazo póki gorące", bo ludzie kupią wszystko dla samego słowa sex w książce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To opowieść znacznie gorsza niż wspomniane "50...". Proponuję nie tykać nawet metrowym kijem.

      Usuń
    2. Nawet nie próbuję zanegować tej rady:)

      Usuń